June udało się wydostać swoją małą córeczkę z Gilead. Kobieta postanowiła pozostać w przerażającej republice, gdyż nie potrafi wyjechać bez Hanny, która trafiła do jednej z rodzin komendantów. June przydzielono do nowego domu, gdzie postanawia rozpocząć walkę z systemem. Czy jednak nie przepłaci rebelii swoim życiem?
The Handmaid's Tale powróciło z obietnicą ognistej rebelii i terroru. Po seansie dwóch pierwszych sezonów produkcji oraz lekturze Opowieści podręcznej Margaret Atwood, ponownie skusiłam się na wizytę w zatrważającej republice Gilead. Czy taka wizja przyszłości w dalszym ciągu wywołuje dreszcze na skórze? Muszę ze smutkiem przyznać, iż coraz mniejsze.
Trzecia seria liczy sobie trzynaście odcinków. Podczas godzinnych seansów akcja często nie pędzi do przodu, ukazując jedynie ładne zdjęcia i ofiarując widzom delikatne nawiązania do poprzednich wydarzeń. Wykonanie wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie, lecz serial stał się ofiarą powierzchownej i płytkiej fabuły napisanej przez twórców.
Odcinki, które przedstawiają pełne napięcia wydarzenia, można policzyć na palcach jednej ręki. Na wyróżnienie zasługuje z pewnością epizod szósty, gdzie ukazany został tragiczny los podręcznych w wielkim mieście, epizod jedenasty - pełen dramatycznych zwrotów akcji i napięcia, ale również finał, czyli odcinek trzynasty, który pozwala przewidzieć widzom kontynuację losów June.
Trzeci sezon The Handmaid's Tale mógłby równie dobrze nie powstać. Historia June pełna jest schematów, łatwych rozwiązań i nieciekawych wydarzeń, które kiedyś miały już miejsce w tej produkcji. Niektóre odcinki potrafią na tyle znużyć, że aż uśpić, co nie jest dobrym sygnałem. Kiedyś produkcja przerażała ilością terroru, brutalności i okrucieństwa, lecz teraz jest jedynie pustą i ładnie wyglądającą wydmuszką.
Twórcy idą na łatwiznę i oferują widzom znane, odrobinę zmodyfikowane wątki. Najbardziej jednak zastanawia mnie, gdzie podziała się groza, którą republika Gilead roztaczała nad swoimi mieszkańcami. Brakuje widocznego podziału między wybranymi kastami - podręcznym coraz łatwiej uchodzą na sucho różne wykroczenia, a żony komendantów odgrywają jedynie mdłe tło. Szkoda, bo pierwsze dwie serie zdołały podkreślić te różnice.
Aktorzy wcielający się w role nie zachwycili w tym sezonie, gdyż właściwie nie mieli zbyt szerokiego pola do popisu. Elizabeth Moss stara się jak może, aby pokazać zmianę charakteru June oraz drogę, którą przeszła, lecz potrzeba do tego czegoś więcej niż jedynie znaczących spojrzeń posyłanych w kamerę. Rozwój postaci Sereny został zmarnowany, choć Yvonne Strahovski stara się ratować bohaterkę jak może. Jednym z najciekawszych jest nowy komendant, do którego trafiła June, Joseph Lawrence. Bradley Whitford ukazuje jego tajemniczy charakter i z każdym odcinkiem intryguje widza coraz bardziej.
The Handmaid's Tale nie zachwyca i wywołuje częściej znużenie niż przerażenie. Trzecia seria jest pełna nieścisłości, bladych zwrotów akcji i nieciekawej fabuły. Twórcy próbują zaszokować widza, powracając co jakiś czas do wydarzeń z poprzednich dwóch serii, lecz to niestety pójście na łatwiznę. Rewolucja June rozwija się w ślimaczym tempie, co w pewnym momencie zaczyna straszliwie irytować. Czy to jest ta wojownicza podręczna, którą znamy? Nie jestem już tego taka pewna.
Ocena: 3/10
The Handmaid's Tale powróciło z obietnicą ognistej rebelii i terroru. Po seansie dwóch pierwszych sezonów produkcji oraz lekturze Opowieści podręcznej Margaret Atwood, ponownie skusiłam się na wizytę w zatrważającej republice Gilead. Czy taka wizja przyszłości w dalszym ciągu wywołuje dreszcze na skórze? Muszę ze smutkiem przyznać, iż coraz mniejsze.
Trzecia seria liczy sobie trzynaście odcinków. Podczas godzinnych seansów akcja często nie pędzi do przodu, ukazując jedynie ładne zdjęcia i ofiarując widzom delikatne nawiązania do poprzednich wydarzeń. Wykonanie wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie, lecz serial stał się ofiarą powierzchownej i płytkiej fabuły napisanej przez twórców.
Odcinki, które przedstawiają pełne napięcia wydarzenia, można policzyć na palcach jednej ręki. Na wyróżnienie zasługuje z pewnością epizod szósty, gdzie ukazany został tragiczny los podręcznych w wielkim mieście, epizod jedenasty - pełen dramatycznych zwrotów akcji i napięcia, ale również finał, czyli odcinek trzynasty, który pozwala przewidzieć widzom kontynuację losów June.
Trzeci sezon The Handmaid's Tale mógłby równie dobrze nie powstać. Historia June pełna jest schematów, łatwych rozwiązań i nieciekawych wydarzeń, które kiedyś miały już miejsce w tej produkcji. Niektóre odcinki potrafią na tyle znużyć, że aż uśpić, co nie jest dobrym sygnałem. Kiedyś produkcja przerażała ilością terroru, brutalności i okrucieństwa, lecz teraz jest jedynie pustą i ładnie wyglądającą wydmuszką.
Twórcy idą na łatwiznę i oferują widzom znane, odrobinę zmodyfikowane wątki. Najbardziej jednak zastanawia mnie, gdzie podziała się groza, którą republika Gilead roztaczała nad swoimi mieszkańcami. Brakuje widocznego podziału między wybranymi kastami - podręcznym coraz łatwiej uchodzą na sucho różne wykroczenia, a żony komendantów odgrywają jedynie mdłe tło. Szkoda, bo pierwsze dwie serie zdołały podkreślić te różnice.
Aktorzy wcielający się w role nie zachwycili w tym sezonie, gdyż właściwie nie mieli zbyt szerokiego pola do popisu. Elizabeth Moss stara się jak może, aby pokazać zmianę charakteru June oraz drogę, którą przeszła, lecz potrzeba do tego czegoś więcej niż jedynie znaczących spojrzeń posyłanych w kamerę. Rozwój postaci Sereny został zmarnowany, choć Yvonne Strahovski stara się ratować bohaterkę jak może. Jednym z najciekawszych jest nowy komendant, do którego trafiła June, Joseph Lawrence. Bradley Whitford ukazuje jego tajemniczy charakter i z każdym odcinkiem intryguje widza coraz bardziej.
The Handmaid's Tale nie zachwyca i wywołuje częściej znużenie niż przerażenie. Trzecia seria jest pełna nieścisłości, bladych zwrotów akcji i nieciekawej fabuły. Twórcy próbują zaszokować widza, powracając co jakiś czas do wydarzeń z poprzednich dwóch serii, lecz to niestety pójście na łatwiznę. Rewolucja June rozwija się w ślimaczym tempie, co w pewnym momencie zaczyna straszliwie irytować. Czy to jest ta wojownicza podręczna, którą znamy? Nie jestem już tego taka pewna.
Ocena: 3/10
2 Komentarze
Zgadzam się, że ten sezon zawodzi - spodziewałam się czegoś o wiele lepszego, a pomijając okropną wizję świata, to historia toczy się coraz bardziej schematycznie... Co gorsza przez cały sezon emocja, która towarzyszyła mi przede wszystkim to ogromna niechęć do June. Naprawdę chwilami odnosiłam wrażenie, że najlepsze co można zrobić dla jej kreacji, to ją uśmiercić...
OdpowiedzUsuńNiemniej finał pozostawił mnie z łzami w oczach i przez niego jestem bardzo ciekawa czwartego sezonu. Zapewne po niego sięgnę, gdy tylko się pojawi.
Mam wrażenie, że twórcy zmarnowali potencjał wielu postaci. Podobnie jak Ty sprawdzę czwarty sezon - miejmy nadzieję, że będzie o niebo lepszy!
Usuń