Niespodziewane spotkanie połączyło ich na zawsze. Od tamtej chwili zawsze byli razem - dzieciaki, przyjaciele, zakochana w sobie bez pamięci para. Rune i Poppy byli przykładem prawdziwej miłości. Gdy chłopak zostaje zmuszony do przeprowadzki do Norwegii, ich relacja niespodziewanie się kończy. Rune powraca jednak do Blossom Grove, a tam ponownie spotyka dawną miłość. On nie jest tym samym uroczym chłopakiem, co wcześniej. Poppy także skrywa swoje tajemnice. Czy dawni przyjaciele pozwolą sobie na szczerość i odbudują zniszczone zaufanie?
O słodko-gorzkiej historii Tillie Cole słyszałam wiele za sprawą niezliczonej ilości pozytywnych opinii. Byłam bardzo ciekawa, czy Tysiąc pocałunków rzeczywiście zasługuje na tak wielką popularność. Opowieść Poppy i Rune'a obiecywała emocjonalną podróż, która trafi prosto do serca. Przepiękne wydanie z barwionymi brzegami tylko czekało na łzy czytelników. Jak zakończyła się moja przygoda z tą historią?
Tillie Cole posługuje się lekkim i prostym stylem, dlatego czytelnicy nie będą mieć żadnych problemów z wciągnięciem się w akcję utworu. Autorka nakreśliła sceny z dzieciństwa bohaterów, a następnie ukazała rozwijającą się w szkolnych latach relację. Niestety, powtarzalne dialogi i dość powierzchownie przedstawiony wątek bolesnych doświadczeń potrafiły jedynie znużyć. Zakończenie okazało się dość dynamicznie poprowadzone, choć pasowało do całej historii. Czytelnicy mogą także liczyć na dodatkowy rozdział uwzględniający uczucia Rune'a.
Tysiąc pocałunków nakreśliło ważne motywy, które jednak z czasem zostały potraktowane po macoszemu przez Tillie Cole. Zabrakło mi wiarygodnego przedstawienia relacji międzyludzkich - autorka postawiła na straszliwie stereotypowe wartości, które ostatecznie okazały się toksyczne. Komentarze Rune'a często były niestosowne, choć mogłam zrozumieć buntowniczy charakter chłopaka. Musiał on poradzić sobie z licznymi przeciwnościami losu oraz niespodziewaną informacją o ukochanej. Sam wątek choroby został powierzchownie opisany, lecz autorka zaoferowała naprawdę wzruszające i podnoszące na duchu refleksje dotyczące zaakceptowania niespodzianek losu.
Największym mankamentem utworu okazali się bohaterowie. Nie potrafiłam docenić zaborczego, toksycznego zachowania Rune'a, którego postrzeganie świata i refleksje często okazywały się niewłaściwe. Liczyłam, iż chłopak zdoła rozwinąć się na przestrzeni ostatnich rozdziałów, lecz wciąż postępował w infantylny sposób. Naiwność Poppy początkowo potrafiła zauroczyć, choć z czasem jej reakcje także zaczęły być nierealistyczne. Szkoda, gdyż liczyłam na naturalny i wiarygodny opis młodzieńczej miłości.
Tysiąc pocałunków to słodko-gorzka opowieść, która jednak nie zdołała mnie oczarować. Tillie Cole zatraciła się w świecie schematów i niewykorzystanych pomysłów, aby ostatecznie nakreślić dość specyficzną historię o prawdziwej miłości, chorobie i zaakceptowaniu bolesnych doświadczeń. Czytelnicy poszukujący wzruszającej lektury mogą śmiało spróbować szczęścia z perypetiami Poppy i Rune'a. Czy bohaterowie nawiążą nić porozumienia po bolesnej rozłące?
Ocena: 4/10
Tysiąc pocałunków otrzymałam od Wydawnictwa Filia. Bardzo dziękuję!
-współpraca reklamowa-
1 Komentarze
Kojarzę, że swego czasu ta książka była dość popularna w social mediach i na blogach. Jednak ja zupełnie nie jestem w targecie i nie kusi mnie ta książka.
OdpowiedzUsuń