Ostatnia, zapierająca dech w piersiach, część Trylogii Syreny. Pani Tricia Rayburn spisała się na medal w poprzednich częściach. Jak będzie z tą?
Vanessa Sands wraca do Winter Harbor, gdzie wszystko się zaczęło. Należy ona do syren z rzadkiego rodu Nenufarów. Nie wystarcza im jedynie słona woda, kąpiele morskie. Te syreny muszą robić coś jeszcze. Coś okropnego, czego Vanessa nie chce robić. Gdy dziewczyna wraca do miasteczka, od razu napotyka się na Simona i Caleba, którzy są w mieście. Nadal zależy jej na byłym chłopaku, chce naprawić błędy, które zrobiła, ale nie wie czy powinna... Bohaterka potrzebuje czasu, aby uporządkować myśli. Jednak trzeba uważać! Vanessę ktoś śledzi od dłuższego czasu, mówi się o stworzeniach z głębin oceanu, a w mieście umiera niewinna dziewczyna. Vanessa zadaje sobie tylko jedno pytanie - Czy one wróciły?
Okładka książki jest bardzo piękna. Podoba mi się dziewczyna i jej granatowe włosy, rybki w oddali i ta kolorystyka... Cudeńko! Uwielbiam wszystkie odcienie niebieskiego, a jeszcze te włosy... ♥ Zakochałam się :D
Wyczekiwałam niecierpliwie ostatniego tomu, genialnej trylogii ''Syreny'', które oczarowały mnie od pierwszego zdania. Oczekiwałam na książkę lepszą niż 'Głębia', która nie była taka fajna jak 'Syreny'.
Vanessa znów wciąga nas w przygodę, która jest straszliwie niebezpieczna. W powieści znajdziemy dużo akcji, romansu i zagadek, które nasza bohaterka musi rozwiązać. Narracja pierwszoosobowa zainteresuje czytelnika, chociaż mogłaby być lepsza. Bohaterka znów zagaja wątek mityczny i wciąga nas w mroczną opowieść o syrenach, które nie są typu Arielki. A teraz pora na krytykę...
Parkera w ogóle nie było, a w 'Głębi' był jednym z częściej występujących bohaterów. Widać niestety, wymienili go w tej książce jeden raz i zostawili na pastwę losu. Wracając do bohaterki... Cały czas myśli o Simonie. To według mnie było troszeczkę denerwujące, bo czytało się wtedy tak sobie, a powieść byłaby lepsza niż poprzedniczki. Teraz mam wiele pytań wobec książki, a na te już nie znajdę odpowiedzi.
Vanessa stała się jęczącą dziewczynką, a Simon takim niezdecydowanym chłopcem, który patrzy się bezmyślnie. Paige też miała wady, ale była najbardziej ogarnięta z całej grupy. Te jej humorki zawsze sprawiały, że uśmiech zatrzymywał się na moich ustach.
Tak więc wszystko sumując wychodzi mi niska ocena, niższa od poprzednich. Od pierwszej części, która była genialna, wszystko zeszło w dół i teraz tam się tapla w ziemi.
Tak więc jak jesteście ciekawi, to proszę, ale ja sądzę, że książka jest taka sobie.
Dziękuję.
Ocena: 3/10