Powiem szczerze, że do książek z wampirami miałam nieco mieszanie przeczucia. To nie była moja bajka, książki z wampirami trawiłam powoli i ciężko, ale teraz, gdy jest faza na wampiry i inne takie stwory, już się przyzwyczaiłam. Tę książkę kupiłam zainteresowana okładką, treścią i historią - czy to będzie następny 'Zmierzch' czy nowa interesująca powieść? Zaraz się tego dowiecie...
Winter Starr kocha swoje życie. Mieszka z babcią w Londynie, spotyka się z przyjaciómi, żyje jak każda normalna nastolatka. Do czasu, aż babcia ulega poważnemu wypadkowi. Susan, prawniczka Winter, odsyła ją do rodziny zastępczej - do Cae Mefus. Winter nie jest bardzo zadowolona z tej decyzji, ale paru dniach zaprzyjaźnia się z rodzinką. Jednak tu nie jest bezpiecznie. W miasteczku zaczynają się dziać różne, dziwne rzeczy. Dodatkowo, Winter poznaje Rhysa, który jest bardzo przystojny. Dziewczyna musi poznać prawdę o sobie, swoich rodzicach i naszyjniku, który nosi. Co wybierze Winter? Miłość pełną niebezpieczeństw czy swoje bezpieczne życie?
Mówi się: 'Nie ocenia się książki po okładce'. Ja to właśnie zrobiłam. Zobaczyłam zimę, która jest mi obojętna, zobaczyłam dziewczynę, która ma super balową granatową suknię, a ja taką chciałabym mieć. Są również płatki (chyba róż), które pasują idealnie do stroju dziewczyny, która leży i ma rozrzucone czarne włosy z odcieniem granatu. Tak więc okładka czaruje, zachęcając czytelnika do dotknięcia książki i jej przeczytania - po to właśnie są okładki. Tak więc... Ta okładka zaintrygowała mnie i chciałam ją przeczytać, co okazało się być głupim pomysłem, bo wydałam cztery dychy na powieść, która była bezsensowna... Ale o tym zaraz Wam opowiem.
Książka mogła być rewelacyjną powieścią, z nutką wampiryzmu, tajemniczości i miłości, gdzie trochę upodabnia się to do 'Zmierzchu', który jest bestsellerem wśród młodzieży. Niestety, żeby można było napisać bestseller, trzeba umieć pisać, co jest naprawdę ciężkim kawałkiem chleba. Tutaj nasza autorka napisała 'TO COŚ' i chciała wyprowadzić tą powieść na szczyt bestsellerów, ale niestety, nie udało jej się to. Nawet jeśli nie lubię wampirów, to i tak próbuję 'smakować' inne powieści typu: przygoda, sci-fi, wampiry, wilkołaki itd itd. Niestety, po tej powieści czuję niedosyt i szybko nie kupię drugiej części.
Bohaterzy to sprawa bardzo ciężka. Musimy wykreować bohatera, aby był luźny, prawdziwy i odczuwał emocje. Nie każdemu to wychodzi, ale to są lata praktyki - jeśli będziesz ćwiczyć, to Ci się to uda. Jak na to wychodzi, Pani Greenhorn nie wyszło z bohaterami i są oni smętni, sztuczni i bez barwy - po prostu są niewidzialni. Nawet główna bohaterka - Winter Starr była okropnie sztywna, a dialogi, które prowadziła, były na siłę. Jak się nie chce rozmawiać, to się nie rozmawia. Jej miłość do Rhysa też była wymuszona, jakby go nie kochała, a raczej - próbowała go porzucić na środku ulicy. Te jej wyznania nie były prawdziwe, a dialogi miłosne były na siłę napisane. Przykro mi, ale jeśli nie potrafi się napisać dobrego dialogu, to po co pisać książkę?
Teraz sprawa tła. Tło było niezbyt dobrze opisane, a całość (razem z bohaterami) było jak obraz - po prostu namalowane. Ale to się nawet nie równa do obrazu! Wszystko było tu nudne. Jedyna akcja jest pod koniec książki, ale ròwnież nie jest dopracowana.
Podsumowując... Książka jest do bani, wszystko w niej leży i kwiczy, a polecić to książki nie polecam. Autorka daje najpierw dzień pierwszy, a potem jest dwa tygodnie pòźniej. Nic nie opisuje co się działo przez te dwa tygodnie, co jest strasznie irytujące.
Jak chcecie się przekonać, to proszę, ale nie widziałam jeszcze tak niedopracowanej lektury.
Dziękuję.
Ocena: 1,5/10 (to jeden jest za okładkę)
0 Komentarze